Ocalił mnie, gdyż mnie miłuje

Znałam to miejsce, przechodziłam ulicą Grunwaldzką wiele razy, ale nigdy wcześniej nie weszłam do środka. On jednak widział mnie już wtedy. Spoglądał na mnie z miłością – ukryty w białej Hostii za kruchym szkiełkiem… mojej wiary.

Co tydzień widział w wiejskim kościele dziewczynę pełną tęsknot i marzeń, która poszukiwała swojego szczęścia, dziewczynę bezwiednie poszukującą Jego samego, tę, która codziennie spoglądała na duży drewniany krzyż rzucający cień na jej dom.

Cierpliwie czekał. Na co? Na drgnienie serca, słowo, spojrzenie pełne wiary, na prosty gest miłości.

I tak mijały lata, lata nauki w szkole średniej aż do czasu studiów. „ Marketing i Zarządzanie”- wymarzony kierunek dla niejednego młodego człowieka. Jednak nie dla mnie. Już po kilku miesiącach nabrałam przeświadczenia, że nastąpiła ogromna pomyłka. Ale czy na pewno?- wtedy uważałam że tak, ale dzisiaj z perspektywy czasu widzę jasno, że u Boga nie ma nic przypadkowego. Widzę jak Bóg mnie prowadził – „wiódł mnie po ścieżkach właściwych przez wzgląd na Swoją Chwałę”.  Studia stały się dla mnie czasem powrotu do Niego, czasem w którym mogłam odkryć swoje powołanie. To właśnie wtedy Bóg rozlewał hojniej Swą Łaskę w moim poranionym przez grzech sercu. Wiem, że to właśnie Jemu zawdzięczam moje ocalenie!

Kiedy próbuję przypomnieć sobie początek mojego powołania to myśl sama kieruje się do dnia Pierwszej Komunii Świętej, kiedy to z dziecięcym entuzjazmem śpiewałam: „Ofiaruję Tobie Panie mój, całe życie me… Tyś miłością mą jedyną jest”. Przez długie lata śpiewałam w sercu tę piosenkę, chociaż trochę nieświadomie, ale Ten, Któremu śpiewałam, słuchał uważnie. Słowa powtarzane w sercu zaczęły się urzeczywistniać dopiero pod koniec LO i w czasie studiów.

Pamiętam dobrze te sierpniowe szlaki, którymi co roku zdążałam na Jasną Górę, te Eucharystie sprawowane w plenerze, gdy w lekkim powiewie wiatru Pan przychodził i dotykał mojego serca. Czułam wtedy, że moje życie będzie jakoś związane z Eucharystią.

Jestem przekonana, że to Maryja wszystkim kierowała. „Jasna Góra” stała się „Górą mojego Przemienienia”. To właśnie tam przy Sercu Matki odnalazłam moje życie, Nowe Życie z Jezusem. Od tej pory codziennie uczyłam się na nowo  przyjmować Maryję do siebie, często na kolanach, z różańcem w ręku. Ona zaś powoli przygotowywała mnie do tego wyjątkowego spotkania ze swoim Synem.

W końcu przyszedł. Cicho, bezszelestnie, jak gdyby nie chciał przeszkodzić, jak gdyby nie chciał przestraszyć. Stanął pośrodku przeszłości, bólu i łez. Nieznany a dziwnie bliski. Zapytał cicho: „Czy miłujesz?”, „Czy miłujesz więcej…?”, „ Pójdź za Mną”.

Przychodził codziennie usuwając powoli strach i ból, w sercu pozostawiając zawsze pokój i ukojenie w ręku zaś obrazek z napisem: „Jezu ufam Tobie”.

To działo się w czasie studiów. Trafiłam wtedy do Duszpasterstwa Akademickiego, do Ojców Kapucynów  na Sudeckiej we Wrocławiu. Słowa św. Augustyna (patrona tamtejszego Kościoła): „niespokojne jest serce człowieka dopóki nie spocznie w Bogu” w pełni odnosiłam wtedy do siebie. Wiedziałam, że nikt i nic nie jest już w stanie zaspokoić mojego serca jak tylko Bóg. To tam  Jezus uczył mnie adoracji, modlitwy, codziennej Eucharystii i wspólnoty. Już wtedy ukrył mnie w Swoim cieniu, w cieniu małej, białej Hostii, wzbudzając przy tym nieśmiałe pragnienie życia zakonnego.

To doprowadziło do tego, że wkrótce znów stanęłam na ulicy Grunwaldzkiej. Tym razem weszłam. Weszłam w sam środek ciszy… ciszy, która była nasycona Jego Obecnością. Czułam, że znam to miejsce od zawsze. Od tej chwili pozostała już tylko tęsknota i pragnienie powrotu do tej cichej przystani. „Mury i kraty”, które początkowo napawały mnie lękiem, zaczęły dawać coraz większe poczucie bezpieczeństwa, pozostawiając przekonanie, że tylko w ich obrębie znajdę to czego szukałam. I chociaż po studiach przez krótki czas zastanawiałam się jeszcze nad siostrami obliczankami to jednak słowa, które Bóg skierował do mnie przez proroka Ozeasza: ” Wyprowadzę ją na pustynię i będę mówił do jej serca… I poślubię cię sobie na wieki” ostatecznie zadecydowały o wyborze klasztoru klauzurowego.

 

Jaka wielka była moja radość, gdy okazało się, że powyższe słowa są zawarte w czytaniu podczas Mszy św. na Uroczystość św. Klary. Na dodatek Bóg sprawił, że i w dniu moich ślubów wieczystych mogłam jeszcze raz je usłyszeć. Tym razem to nie była już tylko obietnica, to było spełnienie tego, co Bóg mi kiedyś przyrzekł. Jak Wierny jest On w swojej Miłości i w tym wszystkim co mi przyobiecał! Bo Jego ŁASKA na wieki!

Dziś po prawie 13 latach mojego pobytu we wspólnocie Sióstr Klarysek od Wieczystej Adoracji  z wielkim wzruszeniem patrzę na drogę mojego powołania.

Mały kwiatek, który przez 24 lata rósł pod krzyżem w Przedborowej ostatecznie zapuścił korzenie w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Ząbkowicach Śląskich, i to tutaj z tego  Świętego Drzewa  nadal czerpie nadzieję i dalsze siły do życia.

Cisza, milczenie i odosobnienie klauzury stały się dla niego nieodzowne w dążeniu do  coraz ściślejszego zjednoczenia z Ukochanym Bogiem!

 

Dziękuję Jezusowi za to, że przyciągnął mnie do Siebie, że każdego dnia „skąpana” w Jego ŁASCE  mogę usiąść u Jego Stóp i z miłością wyznać: „Panie, dobrze mi tu być”,  „Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że Cię kocham”.

s. Maria Józefa od Najświętszego Oblicza

 

Poprzedni wpis
JEZUS przyciąga jak magnes…
Następny wpis
Koncert na Dzień Matki

Related Posts

Brak wyników.

Menu